Przejdź do treści
Czego nie widzi pasażer, czyli relacja z podróży z Sindbadem

Czego nie widzi pasażer, czyli relacja z podróży z Sindbadem

  • przez

Jak wygląda podróż międzynarodowym autokarem? Czy kierowca to najważniejszy członek załogi? Co robi pilot i kto może nim zostać? Czy trzeba martwić się o bagaż? Udajemy się do Hamburga, aby w trasie poznać tajemnice Sindbada – największej platformy autokarowej w Polsce.

22 stycznia 2013, Gliwice. Wyjątkowo mroźne popołudnie – choć patrząc na zdjęcia, mógłbyś przysiąc, że to ciemna noc. Dwoje wysłanników portalu BiletyAutokarowe.pl przybywa do zajezdni PKS, będącej jednocześnie miejscem przystankowym Sindbada: największej platformy autokarowej w Polsce i jednej z największych w Europie.

Jest dwadzieścia po piątej; do odjazdu pozostała ponad godzina. Miejsce wydaje się opustoszałe. Nie bardzo wiemy, dokąd pójść; na szczęście z dyżurki wychodzi nam na spotkanie pan Tomasz – dyspozytor odpowiedzialny za przyjmowanie autokarów i organizację przesiadek. Dwie kawy później przybywa pani Aneta Kolasińska-Demidowicz: przedstawiciel linii, a zarazem nasz przewodnik, który wyjaśni zawiłości organizacji podróży, a także pomoże dostrzec i zrozumieć zjawiska, na które przeciętny podróżnik nawet nie zwróci uwagi.

Około 18:00, na pół godziny przed planowanym odjazdem, dworzec ożywa. Pojawiają się pierwsze anteny – autobusy lub mikrobusy dowożące osoby z miejscowości nieobsługiwanych w ramach głównej linii. Kiedy podjeżdża autokar nr 62, który zabierze nas przez Opole, Wrocław, Legnicę i Berlin aż do Hamburga, rozpoczyna się ceremonia przesiadki.

Ceremonia

Nie ma w tym określeniu wielkiej przesady. Przesiadka to dla załogi niemal obrządek, choć dla pasażerów jest to czynność szybka i zwykle bezproblemowa. Dyspozytor decyduje, na których stanowiskach ustawić autokary, aby umożliwić szybkie przeniesienie bagaży i ułatwić podróżnym znalezienie swojego pojazdu. Pasażer musi przenieść wyłącznie bagaż podręczny. Ciężkie walizy przeładowują bagażowi, korzystając z pojemnych wózków, a jeśli przesiadka ma miejsce na małym przystanku, zadanie to spada na kierowców.

Ryzyko zgubienia bagażu, pomylenia go czy przeniesienia do niewłaściwego autokaru jest minimalne. Każda sztuka jest oznaczona imieniem i nazwiskiem pasażera, kodem połączenia, a także kolorystycznym kodem bezpieczeństwa; gdy choć jeden z tych elementów nie zgadza się z manifestem pokładowym, załoga natychmiast wyjaśnia wątpliwości. Mimo wszystko warto we własnym zakresie podpisać bagaż imieniem i nazwiskiem. Walizki wyglądają podobnie, toteż łatwo je pomylić – jeśli nie w trakcie jazdy, to już po zakończeniu podróży i odpięciu metryczki.

Kiedy pasażerowie z anten są zajęci przesiadką, nowi podróżni – wśród nich my – zgłaszają się do pilota, który sprawdza bilet i wyznacza miejscówki. Wiele osób chciałoby usiąść z przodu pojazdu, przy oknie; w miarę możliwości ich życzenia są spełniane, choć nie sposób zadowolić każdego.

Trudno byłoby pomylić autokar lub zgubić się podczas przesiadki. Dzięki informacjom z karty pokładowej pasażer wie, kiedy i do jakiego pojazdu powinien się przesiąść; pilot przekazuje tę informację także w trakcie podróży. Dane podróżnika są sprawdzane przed wejściem na pokład i już w trakcie jazdy, a pasażerowie są liczeni jeszcze przed ruszeniem z przystanku.

Przesiadka zajmuje maksymalnie pół godziny. Autokary są zgrane w czasie, dzięki czemu podróżni nie muszą bezczynnie czekać na przyjazd swojego pojazdu. Anteny z różnych przyczyn spóźnione są kierowane na dalsze przystanki, aby po drodze nadrobić stracony czas. Komunikacja między pojazdami odbywa się bezpośrednio – piloci zawsze wiedzą, gdzie znajdują się inne autokary i szybko reagują na korki, objazdy czy inne przeszkody.

Z punktu widzenia pasażera przesiadka to nic szczególnego; chwilowa niedogodność, czy może okazja do rozprostowania nóg, o której zapomina się w minutę po ruszeniu w dalszą drogę. Dla przewoźnika to jednak duże przedsięwzięcie logistyczne, wymagające skoordynowania nawet kilkunastu autokarów oraz kilkudziesięciu członków obsługi.

Każdego dnia w Gliwicach odbywa się do 600 przesiadek. Można ostrożnie założyć, że każdy z pasażerów wiezie ze sobą ważącą 10 kilogramów walizkę. To oznacza, że stacjonująca na dworcu ekipa Sindbada przeładowuje w ciągu doby nawet sześć ton bagażu – a mówimy tylko o jednym z kilkuset obsługiwanych przez linię przystanków. Jednym słowem: jeżeli nie zauważyłeś ogromu pracy wkładanego w organizację przesiadek, przewoźnik dobrze wywiązał się z obowiązku.

Wyjątkowy członek załogi

Usadzeni, rozkurtkowani i przeliczeni zaczynamy podróż. Na telewizyjnych ekranach wyświetlany jest film dotyczący zasad korzystania z pojazdu, a w międzyczasie pilot raz jeszcze sprawdza bilety i upewnia się, że pasażerowie mają dokumenty niezbędne do przekroczenia granicy. Wbrew pozorom pilot nie jest odpowiednikiem lotniczego stewarda. Inna, bardziej odpowiednia nazwa jego stanowiska to „kierownik drogi”.

W podróże międzynarodowe udaje się jeden pilot i co najmniej dwóch kierowców (na dłuższych trasach – trzech), zaś załogi wymieniają się co kilkanaście godzin. Kierownik drogi to postać, której nie spotkacie w wielu innych liniach: nadzoruje kurs, a jego głównym obowiązkiem jest dbanie o bezpieczeństwo pasażerów. Ale to tylko czubek góry lodowej.

Lista zadań pilota jest długa: wypełnia dokumentację i spisuje raporty podróży, koordynuje kurs, porozumiewając się z załogami innych autokarów; uczestniczy w organizacji przesiadek. Sprawdza, czy kierowca nie traci koncentracji, czy nie przekracza dozwolonego czasu pracy, czy jedzie właściwą drogą. Informuje o zbliżających się przystankach, odpowiada na pytania pasażerów, oferuje napoje.

Pilot to osoba kontaktowa i uprzejma, zawsze z uśmiechem podająca zamówioną kawę – tak jak steward na pokładzie samolotu. Wymagania wobec kandydatów są jednak znacznie większe. Znajomość co najmniej jednego obcego języka, zdolności organizacyjne, wytrzymałość niezbędna do odbywania wielogodzinnych podróży – to podstawy kwalifikujące chętnych do udziału w czteroetapowym szkoleniu.

Kandydat musi nauczyć się korzystać z tabeli kursów, która na pierwszy rzut oka wygląda jak przypadkowy zbiór kolorowych znaków, a w rzeczywistości jest narzędziem do koordynacji kilkudziesięciu przewozów jednocześnie. Musi poznać charakterystykę mnóstwa tras, odbyć jazdy próbne i zdać test sprawdzający znajomość przepisów oraz umiejętności działania w nagłych wypadkach. Innymi słowy: podczas podróży kawę podaje nie kelner, ale specjalista od nadzorowania długich, trudnych, wymagających podróży.

No to jazda!

Do Hamburga wiezie nas S 415 GT HD – typowy przedstawiciel floty Sindbada, złożonej w całości z autobusów niemieckiej firmy Setra. Dla pasażera to po prostu pojazd z regulowanymi fotelami, toaletą, osobistym oświetleniem, nawiewem, ekranami telewizyjnymi, barkiem. Na pierwszy rzut oka jego wnętrze przypomina wnętrze pasażerskiego samolotu i robi dobre wrażenie – ale ważniejsze jest to, czego nie widać.

Pojazdy Setry wyposażone są w zabezpieczenia na wypadek zderzenia czołowego, elektroniczny program stabilizacji, aktywne wspomaganie hamowania oraz inne systemy zwiększające bezpieczeństwo jazdy. Silniki spełniają normy emisji spalin, które dopiero mają wejść w życie. Średni wiek taboru Sindbada to 3 lata, więc jesteśmy pewni, że i nasz autokar spełnia europejskie standardy. Skoro z pojazdu byli zadowoleni piłkarze światowych reprezentacji, których linia woziła podczas Euro 2012, to i my nie powinniśmy mieć powodów do narzekań. Słowem: jest wygodnie i bezpiecznie.

A wrażenia z samej jazdy? Oglądamy film i staramy się na niej nie skupiać; to żadna tajemnica, że długie podróże są, no cóż, długie. Jedziemy w nocy, a zatem po opuszczeniu dobrze oświetlonego miasta nie sposób podziwiać widoków. Taka jest cena jazdy po pustych drogach. Pozostaje nam patrzeć w telewizor, czytać, rozwiązywać krzyżówki albo spać. Pierwsza z możliwości odpada około pierwszej w nocy – ekrany są wyłączane, aby pasażerowie mogli odpocząć w ciszy.

Z naszego punktu widzenia to dziwna decyzja: dźwięk nie jest głośny nawet kiedy siedzimy blisko ekranu, a po wyłączeniu telewizji słychać radio słuchane przez kierowców. W przeciwieństwie do niektórych pasażerów nie potrafimy spać w drodze, więc całonocny maraton filmów umiliłby nam podróż. Nasza przewodniczka wyjaśnia jednak, że seanse zaczęto przerywać na wniosek samych pasażerów.

Po kilku przystankach w Polsce docieramy do granicy; parę kilometrów przed nią jakość dróg nagle się poprawia. Szybka kontrola straży granicznej i zatrzymujemy się na stacji benzynowej. Podczas gdy kierowca tankuje pojazd, pasażerowie mogą rozprostować nogi, zaopatrzyć się w sklepiku albo odpowiedzieć na zew natury w dostępnej na stacji toalecie. Nadarza się okazja, by zadać pilotowi pytanie dręczące nas od lat: dlaczego nie wolno korzystać z toalety w autokarze podczas postoju? Odpowiedź jest prostsza niżbyśmy oczekiwali: pojemność zbiornika jest ograniczona, więc jeśli można załatwić potrzebę na zewnątrz, warto to zrobić.

Nie mija mgnienie oka, a znów jedziemy. Kiedy wjeżdżamy na niemiecką autostradę… zatrzymuje się czas. Droga jest idealnie, doskonale, nieskończenie równa, a za oknem widać tylko ciemną pustkę. Można odnieść wrażenie, że pojazd stoi w miejscu.

Wbrew pozorom to najtrudniejsza część trasy, przynajmniej dla nas: jak nigdy wcześniej uderza wówczas monotonia. Na krótką chwilę ożywia nas Berlin, z opustoszałymi nocą szerokimi drogami i mocnym oświetleniem, ale po krótkim przystanku na dworcu znów wjeżdżamy na płaską jak stół, otępiającą autostradę. Zjedziemy z niej dopiero w odległym Hamburgu.

Wysiadka

Z głośników dobiega głos pilota: dochodzi szósta rano, jesteśmy w Hamburgu, prosimy nie zapomnieć o bagażu podręcznym. Już szósta? Najwyraźniej udało się zasnąć.

Autokar zawija do zatoczki na efektownym dworcu; rozprostowujemy nogi i wysiadamy, obserwując załogę wydającą podróżnym bagaże. Przybyliśmy do celu punktualnie, co jest zadziwiające, biorąc pod uwagę, że jechaliśmy przez jedenaście i pół godziny, pokonując ponad 880 kilometrów. W zimie, czyli w nie najlepszych warunkach.

Żegnamy się z załogą Sindbada i rozglądamy dookoła. Nadal jest ciemno. Na ulicach pustki. Sklepy wciąż zamknięte. Do chwili, w której będziemy mogli zameldować się w hotelu, pozostało jeszcze kilka godzin. Cały wielki Hamburg pozostaje do naszej dyspozycji. Trochę po omacku rozpoczynamy jego poznawanie… Ale o tym napiszemy następnym razem.

* * *

Redakcja portalu www.BiletyAutokarowe.pl dziękuje firmie Sindbad za udostępnienie biletów oraz udzielenie mnóstwa ciekawych informacji dotyczących organizacji podróży autokarowych.

Ewentualne komentarze dotyczące linii Sindbad prosimy publikować tutaj: biletyautokarowe.pl/sindbad – czyli w bazie ocen BiletyAutokarowe.pl. Wystarczy podać numer biletu, aby potwierdzić fakt skorzystania z usług przewoźnika i dodać swoją opinię! W ten sposób unikamy publikacji ocen niesprawiedliwie wysokich lub nieuczciwie oczerniających przewoźników.

2 komentarze do “Czego nie widzi pasażer, czyli relacja z podróży z Sindbadem”

  1. chcialbym dodac jako ciekawostke jaka przygoda wydazyla mi sie w drodze do londynu kilka lat temu otoz o maly wlos moja podroz zakonczyla by sie na dworcu w bydgoszczy 🙂
    Po dojechaniu na dworzec bydgoski kierowca oglosil dluzsza przerwe po czym pasazerowie wyszli rozprostowac kosci 🙂 ja poszedlem do kiosku by kupic chyba picie i gazete nastepnie wracajac do autobusu stwierdzilem z przerazeniem ze autobusu juz nie ma w zatoczce jakis chlopak mi powiedzial z lawki ze chcwile temu odjechal …moj boze co ja przezylem:) biegne z drugiej stony dworca i widze ze autokar stoi juz na swiatlach i zaraz pjedzie sobie dalej….
    bieglem co sil w nogach i walilem piesciami w obudowe pojazdu pobiero po chwili jakas pasazerka krzyknela do kierowcy ze biegne za autobusem (centrum Bydgoszczy) po wejsciu do srodka nie uslyszalem nawet slowa przeprosin Dlatego pytam czy ktos kontroluje ilosc osob po przerwie postojowej?
    od tamtej pory juz nie jezdze ta linia mam uraz teraz latam
    pozdrawiam i mam nadzieje ze nikt z was nie przezyje takiego horroru co ja

    l

    1. Oczywiście kontrolowanie ilości pasażerów przed odjazdem z przystanków to obowiązek pilotów w naszych autokarach. Bardzo nam przykro, że spotkała Pana taka nieprzyjemna historia z naszym udziałem. Niestety w naszej firmie pracują ludzie i popełniają błędy mimo systematycznych szkoleń i uczulania na różne sytuacje, które mogą się wydarzyć. W takich wypadkach zdecydowanie zalecamy kontakt z działem reklamacji naszej firmy. Mimo wszystko zapraszamy na pokłady naszych autokarów, bo jakość, komfort i bezpieczeństwo podróży staramy się wciąż podnosić i eliminować wszystkie te elementy, o których informują nas właśnie pasażerowie.

Możliwość komentowania została wyłączona.